Szybciej, więcej, bardziej – stale słyszymy nawoływania CEO i liderów, by zespoły były coraz bardziej produktywne. Muszą pracować szybciej, realizować więcej zadań i starać się każdego dnia coraz bardziej.
Efekt? Przeciążeni, zdemotywowani, wypaleni pracownicy.
Co dziś właściwie oznacza produktywność? Czy ten pęd do produktywności nie przypomina już raczej wizji chomika w kołowrotku?
Josh Bersin opisuje to, używając metafory kuchennej szuflady. Takiej, w której znajduje się mnóstwo sprzętów, często już zniszczonych i od lat nie używanych. Trzymamy je jednak nadal z myślą: “a co, jeśli to jeszcze mi się przyda? Lepiej zostawię, jak jest. A co, jeśli wyrzucę nie to, co trzeba? Nie ma co kombinować, niech tu leży”.
Tak samo bywa w organizacjach, w których jest za dużo procedur, wymogów do spełnienia, procesów i zbędnych programów. Każdy nowy pomysł jest dokładany do stosu tych już istniejących. Bez zastanowienia nad tym, co się sprawdza, bez przeglądu przydatności czy skuteczności wcześniejszych rozwiązań.
Co można z tym zrobić? W pierwszym kroku: „przestań robić rzeczy, które nie mają znaczenia”, jak mówi Patty McCord, była Chief Talent Officer w Netflixie:
Wielość jest kontrproduktywa. Nie wpływa na zaangażowanie, nie daje przestrzeni do działania, rozwoju, nie pobudza do tworzenia. Pamiętaj: less is more. Mówią o tym Gary Keller i Jay Papasan w książce „The One Thing”. Bardzo ją polecamy, zwłaszcza jeśli szukasz pomocy w odnalezieniu „tej jednej rzeczy” w Twoim życiu, która przyniesie oczekiwane efekty i rezultaty.
Co zatem zamiast produktywności? Proponujemy, by mówić bardziej o sprawczości, skuteczności, wkładzie czy kontrybucji w realizację celów firmy.
Co może w tym pomóc? Uproszczenie procesów, refleksja nad tym, co rzeczywiście ma istotny wkład w poprawę jakości pracy, zderzenie priorytetów na linii ważne vs nieważne, pilne vs niepilne. Takie działanie pozwoli na:
- skupienie się na tym, co istotne z punktu widzenia biznesu i ludzi, zamiast na mechanicznym realizowaniu KPI,
- odciążenie pracowników, którzy coraz częściej wskazują ogromne zmęczenie i przeciążenie,
- stworzenie przestrzeni do oddechu, rozwoju, kreatywności i innowacji. Czyli tego, czego teraz OGROMNIE potrzebujemy.
Podsumowując: produktywność to według nas dzisiaj określenie-wydmuszka. Bo jak ją zmierzyć np. w zawodach kreatywnych czy w pracy z ludźmi? Liczbą stworzonych kreacji? Czasem spędzonym na spotkaniach 1×1 z zespołem? Brzmi absurdalnie? I takie jest. Co z czasem, kiedy tworzymy koncepcje, w myślach układamy schematy, planujemy działania i wpadamy na innowacyjne pomysły, choć z boku wygląda na to, że “nic nie robimy”? Czasem spędzonym na budowaniu relacji, rozmowach i refleksji?
To jak? Obalamy mit produktywności i stawiamy na sprawczość oraz na perspektywę wkładu, kontrybucji i zaangażowania? My z pewnością tak!